Tworzyć wspólnie

Piotr Korwin Piotrowski

 

Co zadecydowało o tym, że wybrał Pan zawód projektanta?
Piotr Korwin-Piotrowski: Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Chciałem studiować na politechnice i zostać inżynierem. Jednak idąc na wydział Inżynierii Środowiska, tak naprawdę nie wiedziałem, co mnie tam czeka. Miłość do zawodu pojawiła się z czasem. Studia mnie na tyle zainteresowały, że wybrałem zawód projektanta. Po ukończeniu uczelni są trzy główne drogi zawodowe: budowa, biuro projektowe lub pozostanie doradcą handlowym. Zaraz po studiach zatrudniłem się w biurze projektowym. Praca przy projektach na tyle mi się spodobała, że postanowiłem rozwijać się w tym kierunku. W BuroHappold Engineering pracuję już od 9 lat.

Co Pan najbardziej lubi w tym zawodzie?
PK-P: Myślę że najbardziej interesująca jest praca koncepcyjna. Jednak żeby ją wykonywać, trzeba wcześniej zdobyć trochę doświadczenia. Bardzo ciekawe jest to, że praca projektanta jest pracą zespołową i aby tworzyć ciekawe rozwiązania trzeba umieć współpracować. Projekt to nigdy nie jest dzieło jednej osoby, tylko całego szeregu ludzi zaangażowanych w cały proces. Biura wielobranżowe, takie jak BuroHappold Engineering, świadczące kompleksowe usługi inżynierskie wymagają umiejętności współpracy nie tylko z inżynierami pozostałych branż, lecz także z architektem, jak również z inwestorem.
Branie udziału w tak dużym i złożonym procesie jest bardzo ekscytujące, a jednocześnie stawia wysoko poprzeczkę. Świadomość, że można przyczynić się do powstania dobrze funkcjonującego obiektu, daje olbrzymią satysfakcję. Czasami zdarza się, że współpraca z tak dużą grupą ludzi może być trudna. Kluczowa więc jest umiejętność znalezienia wspólnego języka. Brak dobrej komunikacji może stać się powodem problemów projektowych. Dodatkowo daje się to odczuć, gdy wyjeżdża się do pracy poza Polskę. Miałem okazję 1,5 roku pracować jako projektant w Dubaju. Kultura pracy na świecie trochę rożni się od naszej – my skupiamy się bardziej na detalach. Tam ogólna koncepcja jest ważniejsza, a detale zostają na później. Trzeba umieć się przestawić.

A co z presją czasu, czy nie jest utrudnieniem?
PK-P: Presja czasu jest wszędzie i to na pewno przeszkadza. Trzeba się jednak pogodzić z tym, że tego czasu zawsze brakuje. Bardzo często pod koniec procesu projektowego pojawiają się nowe pomysły generujące szereg zmian. Dotychczasowe rozwiązania projektowe przestają spełniać swoje zadanie, wszystko działa jak zespół naczyń połączonych. Trudno to polubić – nikt nie przepada za wracaniem do pracy, która już została zakończona. Inwestorzy działający w sektorze prywatnym dopiero na etapie budowy zaczynają rozmowy z potencjalnymi najemcami, co nierzadko skutkuje powrotem do fazy projektowania.

Czym dla Pana jest wzorcowa instalacja wentylacyjno- klimatyzacyjna w budynku? Czy łatwo poznać, że mamy z taką do czynienia w konkretnym budynku?
PK-P: Na to pytanie bez trudu odpowie każdy użytkownik danego obiektu, ponieważ wchodząc do budynku, jest w stanie określić swoje odczucia związane z klimatem wewnętrznym. Jeśli instalacja wentylacyjna działa dobrze, odczuwamy komfort. Z instalacjami jest taki problem, że z reguły ich nie widać. Jednak projektant zawsze będzie ich szukał i zastanawiał się jak działają. Moim zdaniem taka wzorcowa instalacja wentylacyjna jest w pełni skoordynowana z architekturą i nie rzuca się w oczy, działa prawidłowo i zapewnia użytkownikom odpowiednią jakość powietrza wewnętrznego. Ważne jest, by była możliwość sterowania wszystkimi instalacjami np. za pomocą systemu BMS. Moim zdaniem zapewnienie możliwości przekonfigurowania parametrów instalacji w zależności od zmieniających się potrzeb jest kluczowe. Instalacja działająca w jednym trybie nigdy nie zapewni elastyczności. Kolejna rzecz, na którą zwróciłbym uwagę, oceniając wentylację, to elementy, które można określić jako ponadnormatywne, czyli zaprojektowane ponad określone przepisami minimum.

Co należałoby zrobić, aby inwestorzy byli bardziej otwarci na nowe technologie? Jakich argumentów Pan używa, aby przekonać do dobrej, ale jednocześnie droższej od standardowej technologii?
PK-P: Dobrze jest projektując, rozumieć czego oczekuje od nas inwestor. Ważne jest również, aby on sam określił swoje oczekiwania. W momencie gdy rozpoczynamy rozmowy, staramy się zrozumieć wszystkie oczekiwania i potrzeby. To jest klucz do sukcesu. Projektanci chcą, by inwestor był zadowolony z efektu końcowego ich pracy. Dlatego staramy się nie forsować na siłę rozwiązań projektowych, a jedynie przekonywać racjonalnymi argumentami do naszych pomysłów. Moim zdaniem najnowsze technologie powinny być dla tych inwestorów, którzy ich potrzebują. Pomocna w przekonaniu inwestora jest certyfikacja ekologiczna np. BREEAM. Jeśli budynek ma być poddany tego typu ocenie, to w zależności od klasy w jakiej ma zostać zbudowany (Good, Very good, Excellent czy Outstanding) wymagane są pewne elementy wyposażenia budynku. W takich wypadkach trzeba zastosować nowe technologie. Certyfikacja to dobry argument przekonujący inwestora do zaakceptowania pewnych rozwiązań, ponieważ jest czymś rozpoznawalnym na całym świecie i świadczy o klasie obiektu. Szkoda, że nie mamy własnej krajowej certyfikacji. Gdyby istniała, łatwiej byłoby rozpoznawać budynki dobre, a klienci chętniej inwestowaliby w nowe technologie.

Czy jest jakiś typ wentylacji, który częściej niż inne stosuje Pan w swoich projektach?
PK-P: Jeśli chodzi o dystrybucję świeżego powietrza, to zawsze staram się zapewnić możliwość regulacji. Nie jest to dostarczanie stałej ilości powietrza niezależnie od panujących warunków, ale adaptacja do liczby osób w pomieszczeniu, do pory dnia itp. Taka elastyczność zapewnia użytkownikom większy komfort. Dla mnie wszystkie typy wentylacji są ciekawe i trudno mówić o wyższości jednego nad drugim, ponieważ wybór zawsze zależy od typu budynku i oczekiwań klienta.
Projektant ma do wyboru szereg urządzeń kształtujących klimat wewnętrzny tj. fancoile, belki chłodzące czy regulatory VAV. Te ostatnie są bardzo popularne w Stanach Zjednoczonych. Tam argumentem za ich wyższością w porównaniu z innymi urządzeniami jest zredukowany zakres nadzoru technicznego. Z tego co zauważyłem zarówno w USA, jak i krajach Zachodniej Europy istnieje tendencja do ograniczania do minimum ingerencji związanej z bieżącą eksploatacją. W większości zagranicznych projektów, w których uczestniczyłem, inwestorzy decydowali się na systemy VAV. W Polsce pojawia się problem związany z tym, że systemy sterowania klimatem wewnętrznym w oparciu o regulatory VAV wymagają więcej miejsca w budynku, przewody wentylacyjne mają większe przekroje, co wymaga większej przestrzeni do rozprowadzenia instalacji, a to są wyższe koszty dla inwestora i mniej miejsca do wynajęcia.

Jaki rodzaj wentylacji lubią inwestorzy, a jaki architekci?
PK: Odpowiedź na to pytanie można zawrzeć w jednym zdaniu – inwestorzy lubią systemy, których cena nie będzie drastycznie wpływać na koszt inwestycji, a architekci takie, których nie widać. Oczywiście to jest duże uproszczenie.
Wszystko zależy od świadomości i oczekiwań zarówno architekta, jak i inwestora. Sytuacja zmienia się w zależności od wielu czynników, np. od tego czy inwestor buduje dla siebie i będzie eksploatował budynek, czy zamierza go sprzedać. Architekt z reguły musi się dostosować do wymagań inwestora. Najczęściej wygrywa taki rodzaj wentylacji, który pozwala na dostosowanie się do bieżących potrzeb, czyli jest elastyczny. Najemcy często się zmieniają, a takie rozwiązanie umożliwia szybką zmianę aranżacji przestrzeni bez utraty komfortu wewnętrznego.

Czy łatwo przekonać inwestorów do rozwiązań energooszczędnych?
PK-P: Jeśli inwestorowi zależy na budynku, który łatwo ocenić zgodnie z międzynarodowymi standardami, to tak. Mam tu na myśli certyfikaty. Uzyskanie przez budynek certyfikatu np. BREEAM czy LEED ułatwia jego sprzedaż lub wynajem powierzchni. Moim zdaniem, żeby inwestorowi zależało na rozwiązaniach energooszczędnych musi być pasjonatem, interesować się tym i mieć jasny cel, co chce osiągnąć. Jeśli wszystko przysłaniają kwestie finansowe, inwestor nie będzie zainteresowany tym aspektem. Inwestor ma określoną pulę na instalacje i chce się w niej zmieścić. Tak naprawdę to trzeba go przekonać, jaką korzyść osiągnie, stosując ponadstandardowe energooszczędne rozwiązania.

Jaki jest Pana największy sukces zawodowy odniesiony do tej pory?
PK-P: Zdobycie uprawnień, bo to one są kluczem do dalszej kariery w tym zawodzie i otwierają bardzo wiele drzwi. Dopiero wtedy projektant zaczyna być znaczącą częścią całego procesu, zaczyna rozmawiać z architektami i klientami. To się wiąże oczywiście z większą odpowiedzialnością, ale też daje większe możliwości rozwoju zawodowego. Jeśli chodzi o wykonany projekt, to największy sentyment mam do stacji metra Dworzec Wileński, ponieważ to był mój pierwszy obiekt. Wtedy zderzyłem się z wymaganiami, które nie były takie standardowe jak w przypadku budynków − znaczne większe wydajności systemów wentylacyjnych, oddymianie stacji i tunelu, zastosowanie ponadstandardowych wentylatorów o średnicach 1,8 m. To robiło na mnie wrażenie, zwłaszcza jak po zakończeniu budowy patrzyłem na działający obiekt, który miałem okazję współtworzyć. Sukcesem był również wspomniany wcześniej wyjazd do Dubaju, który pozwolił mi spojrzeć na wykonywany zawód z innej perspektywy. Zdobyłem doświadczenie pracy na odległość – uczestnicy procesu projektowego byli rozrzuceni na rożnych kontynentach. Musiałem pokonać różnice kulturowe, językowe, pamiętać o rożnych strefach czasowych. Teraz po powrocie do Polski też z tego korzystam, pracując z oddziałami naszego biura w Londynie czy Los Angeles.

Czy nagroda PASCAL dla biur projektowych może stać się „wentylacyjnym Oscarem”?
PK-P: Myślę, że fajnie byłoby mieć takiego Oscara budowlanego, wręczanego jednocześnie każdej branży − architektom, konstruktorom inżynierom naszej branży i innych branż instalacyjnych. Marzeniem byłaby rozpoznawalność i docenianie takiej nagrody na arenie międzynarodowej. To taka wizja świata idealnego. Wracając na ziemię, uważam, że zdobycie nagrody PASCAL to dla nas inżynierów wyróżnienie i jednocześnie przyjemność. Architekci są bardziej obsypywani nagrodami, ale to my inżynierowie sprawiamy, że ich wizje stają się budynkami i funkcjonują. Na pewno przyjemnie zdobywać takie nagrody jak PASCAL, bo mamy potwierdzenie, że ktoś nas zauważył i docenił. Bardzo dobrze się stało, że pojawiła się taka branżowa nagroda. Za parę lat stanie się jeszcze bardziej rozpoznawalna, tym bardziej, że nie ma podobnych nagród dla naszej branży. Inwestor Spektrum Tower, za który otrzymaliśmy PASCALA, kiedy dowiedział się o otrzymaniu nagrody, bardzo się ucieszył. Dla niego była to bardzo pozytywna informacja, która zwiększyła zainteresowanie tym budynkiem.